23.6.2013
Zapasy na lato!
Naturalnym zjawiskiem jest, że człowiek od wieków, korzystając z urodzaju lata i jesieni, zabezpiecza się przed długim okresem zimowym gromadząc w spiżarniach, magazynach i drewutniach wszystko, co niezbędne mu będzie do przetrwania tych ciężkich miesięcy. Ten sam cykl obserwujemy także w świecie roślinnym i zwierzęcym. Wydaje się, że zgromadzenie zapasów na lato jest niemożliwe, bo zimą w lesie nie znajdziemy nic prócz śniegu. Poza tym, skoro latem znów wszystkiego będzie pod dostatkiem, mija się to z celem. W drewutni jednak nawet zima jest czasem zbiorów!
Już z początkiem lutego wyruszam na wyprawę przez zaspy do spowitego mgłą i zahibernowanego przez mroźne powietrze lasu w poszukiwaniu jednego z podstawowych surowców w drewutni, jakim są zrzuty Jelenia szlachetnego (Cervus elaphus). Co roku byki gubią w tym okresie budowane w poprzednim sezonie poroże, zwane potocznie zrzutami. Zgodnie z polskim prawem są one częścią runa leśnego i może je pozyskać każdy, kto jest na tyle odważny i zdeterminowany, aby zmierzyć się z siłami natury. Nie jest to wcale proste.
Podstawowym czynnikiem skutecznie zniechęcającym do tego typu rekreacji ruchowej jest pogoda. Jelenie zrzucają poroże w ściśle określonym cyklu. Najstarsze osobniki (z największym porożem) gubią je w lutym, znaczna większość w marcu, a najmłodsze w kwietniu. Jest to okres silnych mrozów z dużą pokrywą śnieżną. W takich warunkach każda warstwa ubrania jest za cienka, herbata w termosie za zimna, kanapki jakby mniejsze, każdy krok to dziesięć, a jeleni z opowieści ani śladu.
Nic w tym dziwnego, bo jeleń za dnia kryje się w ostojach (najdziksze i najspokojniejsze ostępy lasu), a na żer wychodzi w nocy pokonując często wiele kilometrów, stąd jedynymi śladami ich występowania są zazwyczaj tropy, odchody i pogryzione (spałowane) drzewa. Wytrawnemu tropicielowi nie trzeba nic więcej! Pomyślisz. Owszem, jednak długo utrzymująca się ta sama warstwa pokrywy śnieżnej potrafi być zdeptana tak, jak stadion narodowy po Euro. W lesie żyje cała masa innych zwierząt co powoduje, że ślady krzyżują się, zacierają, nakładają – istna pajęczyna! Po czasie nie pozostaje mi nic innego jak zastosować tajną technikę – wczuwam się w rolę jelenia i kroczę dostojnie między drzewami zgodnie z pierwotnym instynktem ;)
Kolejnym czynnikiem, z którym trzeba się zmierzyć jest własna psychika. Początek wyprawy jest zawsze przyjemny. Piękne krajobrazy, świeże powietrze i wizja ogromnych zrzutów dodaje skrzydeł lepiej niż znany napój energetyczny. Sześć, osiem godzin później, kiedy w termosie już nic nie chlupie, a kanapki zniknęły w organizmie jak kamień w studni, nie jest już tak wesoło. Braku zrzutów, tak pewnych rano, nie zrekompensują nawet trufle w czekoladzie trzymane na czarną godzinę, a atmosferę podgrzewa jedynie napotkany w lesie dzik, choć też nie zawsze. Po tak długim okresie intensywnego wypatrywania nadchodzi moment, w którym wszystkie patyki w lesie wyglądają jak medalowe trofeum – taka zimowa fatamorgana.
Mimo najlepszego rozeznania terenu, godzin spędzonych na hipotetycznych rozważaniach i kilometrów wydeptanych w zaspach ścieżek, największe znaczenie ma czynnik losowy – zwany potocznie szczęściem. Bez niego nawet najlepsze amulety na nic się zdadzą i pozostaje tylko długa droga powrotna. Zazwyczaj, zwłaszcza gdy na horyzoncie widać już dachy, nogi całkowicie odmawiają posłuszeństwa i sam powrót staje się wyzwaniem. Zdarzyło się nie raz ;)
Nie zawsze jednak kończy się tak pesymistycznie. Raz na jakiś czas zdarzy się, że śnieg nie zakryje wszystkich zrzutów w lesie, a amatorzy napojów wysokoprocentowych nie zdążą ich wszystkich wyzbierać i przehandlować (są w tym naprawdę dobrzy). W takich momentach wszystkie trudy odchodzą w niepamięć, a zza chmur wychodzi słońce. W tym roku zacząłem późno, bo w połowie kwietnia i nie robiłem sobie wielkich nadziei. Mimo to podnosiłem zrzuty siedem razy, co dało mi średnią 1,4 zrzuta/wyjście i pozwoliło uzupełnić zapasy na lato, potrzebne do wykonywania biżuterii.
Jakiś czas temu, w trakcie sesji zdjęciowej, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu szczęście dopisało mi ponownie. Wszedłem na chwilę do lasu nie myśląc nawet o zrzutach, a po dziesięciu minutach wyszedłem z niego z dwoma pięknymi tykami.
Potwierdza to, że żeby znaleźć w lesie tyki króla oprócz dobrego miejsca, trzeba jeszcze mieć fart!
Emil
Wasze komentarze
Takich zrzutów Tobie życzę za każdą bytnością w lesie! Powodzenia!
Ja sobie również:) Dziękuję!